Po góralsku

Do bacy wypasającego owieczki przyjeżdża pobliską drogą nowoczesnym samochodem ubrany w garnitur człowiek w średnim wieku.
Po wyjściu z samochodu pyta:
– Baco, co tu robicie? Wypasacie owce?
– Tak, panocku.
– A baco, jak wam powiem ile macie tych owiec dokładnie, to dacie mi taką jedną, do upieczenia?
– Dobrze, panocku, domy.
Przyjezdny wrócił do samochodu, wziął laptopa, telefon satelitarny, połączył się z siecią, ciągnął dane z satelity, przetworzył, popracował chwile nad programem, który mu to policzył i mówi:
– Baco, macie tu na tej łące 347 owieczek.
– Dobrze panocku, to wybierzcie sobie jedną.
Przybysz wybrał sobie jedną, ładną, białą, a baca mówi:
– Panocku, a jak ja wom powim, kim wy jesteście, to oddacie mi ją?
– Dobrze, oddam.
– No panocku, to wy jesteście konsultant Unii Europejskiej do spraw rolnictwa.
– A skąd to wiecie, baco?
– Ano tak: jeździcie drogimi samochodami, pchacie się gdzie was nikt nie prosi, zabieracie biedniejsym od wos i nic wiecie o mojej pracy! Oddajcie mi mojego psa!

Siedzi baca przed chatką.
Przed bacą kloc drewna i kupka wiórków.
Przechodzi turysta i pyta:
– Baco! Co tam strugacie?
– Ano, cółenko sobie strugom.
Turysta poszedł.
Następnego dnia rano przechodzi tamtędy i widzi bacę.
Baca siedzi przed klockiem drewna i go struga.
Przed bacą górka wiórów.
Turysta pyta:
– Baco! Co tam strugacie?
– Ano, stylisko do łopaty sobie strugom.
Następnego dnia: Baca siedzi przed chatką, w rękach trzyma drewienko, przed nim kupa wiórów.
Ten sam turysta pyta:
– Baco! Co teraz strugacie?
– Jak nic nie spiepse, to wykałacke…

Przychodzi baca do sklepu:
– Pydzcie mi jakie mocie kiełbasy.
– No, mamy krakowską, podgórską, radomską
– Jakieś jesce.
– No, jest jeszcze beskidzka.
– Bez cego?

Idzie baca i ciągnie łańcuch.
Przechodzi turysta i mówi:
Baco co tak ciągniecie ten łańcuch?
A baca mówi:
A co mom go pchać?

Dwóch juhasów znalazło jeża i kłócą się o nazwę tego zwierzaka:
– To je iglok!
– To je spilok!
Przechodził tamtędy stary baca i usłyszał sprzeczkę.
Podszedł i zawyrokował:
– To nie je ani iglok, ani spilok. To je kolcok!

Baca napadł na bank i wyjechał do Ameryki.
Siedzi w rowie i liczy kasę.
Nagle podchodzi do niego policjant, pokazuje odznakę i mówi:
– POLICE
A baca na to:
– Nie, nie sam se police.

– Baco, jak tam Wasz nowy sołtys?
– Jeszcze żem go po trzeźwemu nie widzioł.
– Co tak pije?
– Nie on, jo…

Spotyka się dwóch baców:
– Sąsiedzie, jak tam wasz nowy sołtys?
– Eee, jeszcze żem go po trzeźwemu nie widział.
– Co? Tak pije?
– On nie, ino ja!

Baca słyszy krzyki z podwórka:
– Czego tam?
– Bacoooo! Potrzebujecie drewna?
– Nieeee! Przecie mom!
Rano baca budzi się, wychodzi na podwórko, patrzy:
– O kur.*! Gdzie moje drewno?

Zapisują bacę do Partii.
Sprawdzają życiorys.
– No a jak to było po wojnie? Byliście w jakiejś bandzie?
– Ni, ta bydzie pirsa.

Baca zatrudnił się w kopalni.
Już pierwszego dnia miał pecha, bo wpadł do starego, zapomnianego szybu.
Zbiegli się koledzy i mówią:
– Franek, jesteś tam?
– Jo.
– Nic ci się nie stało?
– Ni.
– To wyłaź stamtąd.
– Kaj nie mogę, bo jeszcze lecę…

– Baco, co robicie jak macie wolny czas?
– Siedzem i dumiem.
– A jak nie macie czasu?
– To ino siedzem.