Ambulans zasuwa na sygnale przez miasto nocą. W samochodzie oprócz kierowcy siedzą młody praktykant na przodzie i lekarka na tyle. Nagle kierowca zaczyna się dusić. Kaszle, prycha i nie może nabrać powietrza do płuc, trzyma kierownicę, ale oczy ma w słup, bielma wychodza mu na wierzch jak piłeczki ping-pongowe. Lekarka zdejmuje natychmiast swojego szpitalnego drewniaka i jak mu w łeb nie przywali. Kierowca przestaje się dusić. Nie mija jednak dwie minuty jak kierowca ponownie zaczyna, tylko gorzej. Tym razem lekarka chwyta metalowy zasobnik z narzędziami i jak mu nie przywali znowu w bańkę, aż mu sie włosy pocieniowały. Kierowca pociera ręka obolałe miejące na glowie. Młody praktykant, trochę zaniepokojony zaistniałą sytuacją pyta kierowcę:
– Proszę Pana, może potrzebuje Pan jakieś lekarstwo? Czy wszystko w porządku?
Kierowca patrzy się na niego i odpowiada:
– Ja? eee… nie, wszystko jest OK! ale – jeśli chodzi o nią (wskazuje na lekarkę z tylu), to nie dalej jak dwa tygodnie temu, jej mąż się na strychu powiesił no i tak się z nią trochę drażnię.