Idzie pani z miasta na Gubałówkę, ale nie wie która godzina.
Widzi bacę miotającego gnój i nie wie jak się go spytać o godzinę. Myśli czy proszę pana czy góralu…
– Panie gnojarzu, która godzina – pyta w końcu
Baca spojrzał w niebo, potem na cień padający od wideł i też nie wiedział jak odpowiedzieć czy proszę pani, czy lasko…
– 12 Ty k*rwo z miasta!

Jak górale mówią na mgłę?
– gówno widać

Idzie sobie turysta polaną w górach i widzi bacę. A baca pasie sobie owce. Czarne i białe. No i turysta się go pyta:
– Baco.. Ile mleka dają te owce?
– Ano białe cy corne?
– No wszystkie.
– Białe dwa litry..
– A czarne?
– Ino tys dwa litry.
– A ile trawy jedzą?
– Białe cy corne?
– No wszystkie..
– Białe tsy kilo.
– A czarne?
– Tys tsy kilo.
Rozmawiają tak z piętnaście minut i okazuje się że białe owce nie różnią się niczym innym niż kolorem wełny. Wreszcie zdenerwowany turysta pyta się jeszcze raz:
– No to czemu baco je tak rozróżniacie?
– Ano białe owce som moje.
– A czarne czyje?
– Ano tys moje.

Przychodzi baca do sklepu:
– Pydzcie mi jakie mocie kiełbasy.
– No, mamy krakowską, podgórską, radomską
– Jakieś jesce.
– No, jest jeszcze beskidzka.
– Bez cego?

Siedzi Baca na górce i buja się.
Podchodzi turysta i pyta się Bacy:
– Baco, co robisz?
– Waham się.
– Jak to się wahasz?
– Ano panoczku byłem wczoraj ze starą na weselu. Dostałem po mordzie, ukradli mi portfel i zegarek, a starą zgwałcili a na dodatek zaprosili jeszcze na poprawiny.
– I co? – pyta się turysta. Idziecie?
– Stara chce iść ale ja się jeszcze waham.

Baca podejrzewał, że jego żona go zdradza, gdy tylko on wychodzi na hale pasać owce.
Jako „majster złota rączka” postawił pod łóżkiem garnek śmietany i powiesił nad nim łyżkę.
Gdy tylko jedna osoba leżała na łóżku, łyżka wisiała nad powierzchnią, gdy położyły się dwie osoby, łyżka zamaczała się w śmietanie.
Proste i skuteczne.
Po powrocie z hali poleciał do sypialni i znalazł pod łóżkiem… garnek masła…

Baca oprowadza turystów po Tatrach.
– Tatry mają dwa miliony lat i trzy miesiące.
– Baco, skąd wiecie to aż z taką dokładnością?
– A był tu jeden profesor trzy miesiące temu i gadał, że mają dwa miliony. To ile mogą mieć teraz?

Idzie sobie baca i ciągnie na sznurku zegarek.
Przechodzący turysta pyta zdziwiony:
– A co to baco, zegarek na sznurku ciągniecie?
– Ja go wreszcie nauczę chodzić!

Turyści pytają bacę, która jest godzina.
– Już trzecia za piętnaście!
– A skąd to wiecie baco, skoro nie macie zegarka?
– To proste. Klękam między owce, odsuwam jednej ogon, patrzę jej przez nogi ….. na wieżę kościelną, no i widzę!

Pewien turysta zabłądził w górach, tracił już nadzieję, gdy zobaczył jakieś światła, a dalej góralską chałupę:
„Jestem uratowany – zapłacę im – dadzą mi coś zjeść, napoją mnie, przenocują…” – pomyślał turysta i wszedł do środka.
Patrzy na zapiecku leżą nieruchomo Bacowa i Baca.
– Dobry wieczór, zabłądziłem, jestem głodny, chce mi się pić, zapłacę wam.
Cisza.
– Chciałbym coś zjeść – jestem głodny – powtórzył.
Cisza.
Zdegustowany brakiem reakcji Bacy i Bacowej, wziął to co leżało na stole i zjadł.
– Chciałbym się czegoś napić – powiedział już zdenerwowany.
Gdy po raz kolejny odpowiedziała mu cisza – wypił co było na stole, przeleciał Bacową i wychodząc rzekł:
– Co za popieprzeni ludzie!.
W bacówce ciągle cisza, gdy w pewnym momencie Bacowa nie wytrzymała i kichnęła:
Baca na to:
– Przegrałaś – gasisz światło.

Idzie turysta i widzi bacę pasącego kozy.
– Baco co robicie?
– No, cóż jak na chłopa przystało kozy pasać.
– Mam świetny pomysł.
A Baca zdziwiony:
– A jaki to pomysł?
– Baca im spieprzy i ciekawe co kozy zrobią.
– Pogonią za mną.
Więc Baca zrobił tak jak kazał turysta.
Turysta już wychodził z pola a Baca zmęczony go dogania i mówi:
– Zrobiłem tak jak kazałeś.
– I co kozy zrobiły?
A Baca wszystko tłumaczy:
– No, więc jedna prawie mnie kopnęła a wszystkie inne zesrały się ze strachu.

Był wypadek w górach, rozbił się maluch o drzewo.
Zebrało się dużo widowni, wreszcie przyjechała policja.
Wypytują każdego z widzów czy widział jak to się stało.
Nikt nic nie widział, aż jeden z nich zaproponował że zapewne Baca coś widział.
Podchodzą więc policjanci do Bacy i pytają się:
– Baco, widzieliście ten wypadek?
– Ano widziołem.
– Powiecie nam jak się ten wypadek stał.
– Ano widzicie panowie to drzewo.
– Widzimy
– A oni nie widzieli.