Baca łapie okazję na drodze.
Wreszcie udaje mu się złapać przejeżdżającego Mercedesa.
Wsiada i jadą, ale po kilku kilometrach jakoś tak nudno się zrobiło, więc baca się pyta:
– A co to panocku, za znacek z psodu?
– To? (mówi kierowca pokazując na znaczek mercedesa), to taki celownik, jak kogoś złapie w ten celownik, to już na pewno trafie.
– Aha.
Po kilku kilometrach patrzą, a tu po drodze jedzie jakiś facet na rowerze.
Baca mówi:
– A weźcie, panocku, tego człowieka w ten celownik.
Kierowca skręcił i faktycznie rowerzysta znalazł się „w celowniku”, ale ponieważ kierowca nie chciał iść do więzienia, to w ostatniej chwili skręcił, aby nie trafić rowerzysty.
Chwilę potem baca się odzywa:
– iiiii, kiepski ten pański celownik, gdybym nie otworzył drzwi to byśmy go nie trafili.

Pytają bacę:
– Czy te trzy dziewczynki są twoimi córkami?
– No.
– Ale one urodziły się tego samego dnia w odstępach piętnastominutowych!
– No to co?! Ja mom rower…

Mówi baca do bacy:
– Wiesz co? Jeśli zjesz ten owczy bobek to dam ci 5 zł.
Drugi baca zjada bobek i bierze 5 zł.
Potem mówi do tego pierwszego:
– Jeśli zjesz ten owczy bobek to dam ci 5 zł.
Pierwszy baca zjada bobek i bierze 5 zł.
Potem pierwszy mówi:
– Wiesz? Chyba żeśmy najedli się tych bobków na darmo.

Dwaj górale kłócą się kto jest silniejszy:
– Ja 300 kg
– Ja 400 kg
– Ja 500 kg
Jeden wpadł do wody i krzyczy:
– Ja tonę
– A ja dwie.

Rozmawiają dwie gaździny o swoich dzieciach.
Jedna z nich się chwali:
– A mój Jasiek to teroz studjuje w takim uniwersytecie, co to się tak jakoś nazywo: ugryz – nie, nie ugryz!… użarł – nie, nie użarł… A! Już wim! UJOT!

Przychodzi turysta do bacy i pyta:
– Baco, macie jakiś pokój do wynajęcia?
– Mom.
– Za ile?
– Dwiście.
– Baco! To bardzo drogo!
– Panocku ale tu jest piknie.
– No dobra baco, ale musi tu być spokój i żadnych dzieci.
– Tu nimo żadnych dzieci.
Turysta idzie spać.
Rano o godz. 5 – rumor, wrzask, z poddasza wypada czereda dzieci.
Wrzeszczą, wywracają meble itp.
Turysta zwleka się z wyra i zaspanym głosem mówi do bacy:
– Baco, baco, tu nie miało być żadnych dzieci!
– Dzieci? To są skurwysyny nie dzieci!

– Baca a jobym Ci obcioł jedno ucho, widziołbyś?
– Widziołbym.
– A jokbym Ci obcioł drugie ucho, widziołbyś?
– Niewidziołbym.
– A cymu?
– Bo by mi capka na ocy spadła.

Baca trzyma teściową nad przepaścią i mówi:
– Mój dziodek, to teściową zadzgoł nożykiem, mój ojciec teściową powiesił w stodole, a ja cie gadzino puszczom wolno…

Idzie dwóch baców koło sklepu spożywczego…
– Baco! Wiejmy stąd ino żywo!!!
– A czemuż to!?
– Bo tu piszą „Dżemy jaja!!!”

Turystka nie zdąży wrócić do schroniska przed nocą, więc postanawia zatrzymać się u bacy.
Baca się zgodził.
Wieczorem zebrało mu się na miłość.
Wziął litr bimbru i dobiera się do turystki.
Ta uprzedza, że ma okres, ale bacy to nie przeszkadza.
Rano baca budzi się, niewiele pamięta, patrzy pościel zakrwawiona, turystki nie ma, więc szuka.
Nie znajdując jej nigdzie, siada i mówi do siebie:
– Jo jom chyba zabił!
Ale pobiegł jeszcze do łazienki, patrzy w lustro i mówi:
– Jo jom chyba zeżarł.

Pewien turysta zabłądził w górach.
Nagle patrzy, jakiś dom.
Wchodzi a to dom bacy.
No więc dobroduszny baca dał nocleg biednemu turyście.
Rankiem Baca wychodzi przed bacówkę, a tam turysta robi pompki. Baca drapie się w głowę zdziwiony i mówi:
– Patrzcie ino! Halnego nie ma, a babę spod chłopa wywiało!

Wisi Baca na drzewie na jednej ręce i czyta książkę, którą trzyma w drugiej.
Przechodzący turysta przystaje i mówi:
– Baco! We wsi powiadają, że Baca ma zdolności parapsychiczne!
– A głupoty gadają!
Turysta odchodzi w swoją stronę.
Baca dalej wisząc na drzewie puszcza gałąź na której wisiał i przewraca ze spokojem kartkę, wisząc w powietrzu.
– Oj, pie*.*ą głupoty w tej wsi, oj pie*.*ą!